16 Sept 2011

♥ 1

 Kolejny blog, kolejne opowiadanie o One Direction. Tym razem w narracji pierwszoosobowej. Jedziemy z pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodoba.




 - O Boziu... - jęknęłam sama do siebie, patrząc na zegarek. 7:38. Przecież nie mogę się spóźnić na pierwszy dzień szkoły! 
 Zerwałam się z łóżka jak poparzona i pobiegłam do łazienki. Szybka kontrola wyglądu w lustrze - nie jest źle. Czesanie, makijaż, z powrotem do pokoju. 
 Otworzyłam wielką szafę, w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym na siebie włożyć. Zawsze miałam z tym problem. Czasami podejrzewałam, że cierpię na zakupoholizm, lecz wtedy zazwyczaj wpadała mi w ręce nowa para butów i nie widziałam żadnego problemu. Chyba jednak jestem zakupoholiczką. 
 Założyłam na swoje idealnie smukłe ciało bieliznę i nadal stałam przed otwartymi drzwiami szafy, wyrzucając z niej kolejne części garderoby. W końcu zdecydowałam się na białe, krótkie spodenki, szeroką, kremową, zwiewną koszulę i buty na koturnie. Do tego kolczyki z logo Coco Chanel, mała, ruda torebka i naszyjnik z literką L.
 Obróciłam się kilka razy przed lustrem i stwierdziłam, że wyglądam świetnie. Nigdy nie byłam specjalnie skromna. W życiu słyszałam tyle komplementów, że zdążyłam się już do nich przyzwyczaić. 
 Zeszłam na dół po marmurowych schodach, do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam z niej jogurt naturalny i postanowiłam zjeść go po drodze. Szybkim krokiem wyszłam z domu, pilotem otworzyłam drzwi do garażu oraz bramę. Wsiadłam do swojego nowego Porshe 911, który był prezentem od ojca na 17 urodziny. Zawsze lubił mnie rozpieszczać, a mi to wcale nie przeszkadzało.
 Dojechałam do szkoły i zatrzymałam auto przed wejściem. Na parkingu tłoczyło się więcej ludzi niż zwykle. Nie miałam pojęcia, z jakiego powodu jest to całe zamieszanie, więc postanowiłam się dowiedzieć. 
 Wysiadłam i podeszłam do Tiffany, mojej najlepszej przyjaciółki. Jak zwykle wyglądała nieziemsko. Przytuliłam się z nią na powitanie i zapytałam:
- A tu co się dzieje?
- Nie słyszałaś?!
- No gdybym słyszała, to zapewne bym się nie pytała.
- Dwóch członków One Direction ma chodzić do nas do szkoły!
- To jakaś organizacja, czy co?

Tiff roześmiała się, a ja tylko się skrzywiłam.
- Naprawdę nie wiesz kto to? Nie oglądałaś brytyjskiego X Factor?
- Jakoś nie miałam na to czasu. Ktoś wart zainteresowania?
- I to jak! Patrz, jadą!
 Stanęłam na palcach, żeby cokolwiek zobaczyć, ale widziałam tylko czubki głów uczniów z mojej szkoły. Złapałam przyjaciółkę za rękę i podeszłyśmy z innej strony. Teraz wiedziałam, o co jej chodziło.
 Dwóch chłopaków: jeden z ciemną karnacją i równie ciemnymi, idealnie ułożonymi włosami. Drugi zaś miał dłuższe, proste włosy z grzywką na bok. Nie mogła się na nich napatrzeć. Chociaż nie mogłam narzekać na brak przystojniaków w mojej szkole, ci byli absolutnie wyjątkowi. 
 Szkoła, do której chodzę, należy do jednych z najbardziej prestiżowych prywatnych liceów w Nowym Jorku. Rodzice zawsze wybierali dla mnie nie tyle to, co byłoby dla mnie najlepsze, tylko to, co jest najdroższe. Nie rozumiałam tego za bardzo, jednak po pewnym czasie przywykłam. 
 Zamieszanie było niesamowite, wszyscy krzyczeli do siebie, lub do nich. Widziałam, że 'nowi' nie czuli się tu zbyt pewnie. W pewnej chwili jeden z nich, w prostych włosach popatrzył na mnie. Gdyby był to jakiś inny chłopak, pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Takie sytuacje dla mnie były na porządku dziennym. Jednak kiedy on spojrzał, aż ścisnęło mnie w żołądku. Od dawna czegoś takiego nie czułam. 
 Uśmiechnęłam się lekko do niego, a on do mnie. Miałam tylko nadzieję, że Tiffany tego nie zauważyła, bo zaraz pewnie wpadłaby w panikę i rozpacz, czemu popatrzył na mnie, a nie na nią. Kątem oka zerknęłam na nią, jednak ona była zbyt zajęta ekscytowaniem się nimi i plotkowaniem z Sidney, moją drugą najlepszą przyjaciółką. Z naszej trójki zazwyczaj ja zachowywałam spokój. W końcu ktoś musiał. 
 Odgarnęłam włosy z twarzy i zalotnie odwróciłam wzrok. Przywitałam się z Sydney i poszłyśmy do szkoły. 
 Nasza trójka była prawdopodobnie najpopularniejszą grupą przyjaciółek w szkole. Każdy nas znał, podziwiał i naśladował. Doskonale o tym wiedziałyśmy i korzystałyśmy z każdej sekundy sławy. Ruszyłyśmy zgrabnym krokiem do auli, gdzie mieliśmy dowiedzieć się o naszych nowych planach lekcji. Usiadłyśmy w ostatnim rzędzie i zaczęłyśmy rozmawiać. 
- On jest taki słoooodki! - pisnęła Tiffany. 
- Widziałaś jak był ubrany? Gdybym nie była z Sethem, już dzisiaj zaczęłabym się koło niego kręcić - odparła Sydney rozmarzona, zalotnie zawijając kosmyk włosów na palec. - A tobie Lindsay, który się bardziej podoba?
- Sama nie wiem. Oboje są mega przystojni. Ale pewnie są też mega frajerami, jak to z takimi gwiazdkami bywa. Woda sodowa i tyle. 
- Nie przesadzaj, przecież ich nawet nie znasz - zaprotestowała Tiff. 
 Lecz już nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo na scenę wszedł dyrektor. Standardowo nas przywitał, przedstawił nauczycieli i podał niezbędne informacje nowym uczniom. Lustrowałam wzrokiem salę, szukając chłopaka z One Direction. Siedział dwa rzędy do przodu, po drugiej stronie. Też mnie zauważył i znowu spojrzał na mnie tym samym wzrokiem, co poprzednio. 
 I znowu ten sam uścisk w brzuchu. Moją twarz oblał lekki rumieniec, jednak nie odwróciłam głowy. Czekałam, aż on to zrobi. Chyba nie miał takiego zamiaru, jednak po chwili w ramię stuknął go ten z ciemną karnacją i już był zmuszony na niego spojrzeć. Spojrzałam na Tiffany i Sydney i zamarłam. Przyglądały się całej tej sytuacji.
- On na ciebie patrzył! Liam Payne na ciebie patrzył i się uśmiechnął!
 Udawałam, że nie jestem specjalnie przejęta tym wszystkim.
- A więc ma na imię Liam? Ładnie.
- O. Mój. Boże. Spodobałaś się mu.
- Bardzo możliwe.







Jeśli chcecie, abym informowała Was na bieżąco o nowych rozdziałach na gg, piszcie: 37908282. ;)
xoxo. ♥